Książka „Rodzinna Rzeczpospolita” to historia 25 lat polskiej wolności gospodarczej opowiedziana poprzez doświadczenia architektów transformacji gospodarczej – Stanisława Hana, Piotra Voelkela, Jana Jabłkowskiego, Zbigniewa Grycana, Andrzeja Blikle i wielu innych. Wywiady przeprowadził Cezary Łazarewicz.
Premiera książki odbyła się w piątek 28 listopada podczas VII Ogólnopolskiego Zjazdu u-Rodziny 2014. W rozmowie z Zofią Rojek Cezary Łazarewicz opowiada, jak pisze się książkę w dwa miesiące, co zaskoczyło go w rozmowach z przedsiębiorcami i czy doświadczeni biznesmeni podczas wywiadów kreowali swój wizerunek, czy szczerze opowiadali o własnych doświadczeniach.
Kto był pomysłodawcą książki? Jakimi założeniami się kierował?
Byłem na wyspie w Grecji, gdy zadzwonił do mnie Jarek Chołodecki i powiedział, że wpadł na genialny pomysł wydania książki o narodzinach polskiego kapitalizmu. Pomysł był genialny, ale niewykonalny. Wytłumaczyłem Jarkowi, że na koniec listopada książki się nie da wydrukować, bo po pierwsze – ludzie, z którymi miałem rozmawiać są bardzo zajęci, a po drugie – żeby zdążyć musiałbym niczym innym się nie zajmować tylko tą książką. Pomysł więc był szalony i bardzo zuchwały. Chyba tylko dlatego się na to zgodziłem.
Jaki był klucz doboru bohaterów?
Zrobiliśmy listę 15 – 20 osób które powinny się znaleźć w książce. Zacząłem do nich dzwonić: jeden z bohaterów wystawił mnie do wiatru, inny nie znalazł czasu, a jeszcze inny się rozchorował. Ale większość zgodziła się na rozmowę.
Założyliśmy, że to muszą być przedstawiciele firm rodzinnych. Początkowo myślałem, że to będą tylko takie firmy, które zaczynały swoją działalność w XIX wieku i do dziś kontynuują rodzinne tradycje. To było błędne założenie – wtedy zabrakłoby braci Krzanowskich, którzy założyli swoją firmę w latach 90., czy Piotra Voelkela z Mebli VOX, którego firma powstała w 1979 roku. Dopiero teraz te przedsiębiorstwa stają się rodzinnymi, kiedy przekazują je sukcesorom. Chcieliśmy wybrać ciekawe osoby, które opowiedzą o swojej drodze do sukcesu.
Jak się pisze książkę przez 2 miesiące?
Nie jest łatwo. Do każdego wywiadu trzeba się przygotować, poznać życiorys rozmówcy, dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Musiałem zastanowić się, jakie pytania chciałbym im zadać, a potem – konfrontować swoje wyobrażenia z rzeczywistością. To, że dziennikarz zapisze 20 pytań w notesie, to wcale nie znaczy, że je wszystkie zada, bo rozmowa może pójść zupełnie innym torem. A mi zależało na tym, żeby od każdego rozmówcy uzyskać spójną opowieść. Wśród bohaterów jest min. Wojciech Kruk, który traci majątek i szuka zemsty w biznesie. Są bracia Krzanowscy, których historia jest jak opowieść z bajki – przyjeżdża inwestor, który pomaga im uruchomić biznes w Polsce. Rozmawiałem z Janem Jabłkowskim, który przez 24 lata walczył o odzyskanie nieruchomości swoich przodków i stworzenie domu towarowego. Opisaliśmy też historię pana Kasztelewicza – jego największą miłością są pszczoły i z tej swojej wielkiej pasji stworzył intratny biznes.
Co pana zaskoczyło podczas pracy nad książką? Czy były takie rozmowy, które bardzo mocno pan zapamiętał lub takie, które zupełnie rozmijały się z pana oczekiwaniami?
Zaskoczyło mnie – i to we wszystkich rozmowach – że to takie łatwe. Że wystarczy mieć jeden dobry pomysł w życiu i go konsekwentnie realizować. Większość z moich rozmówców miała właśnie taki dobry pomysł, przekonanie o jego słuszności i z konsekwencją dążyli do jego wykonania. Pewnie dzięki temu ich przedsiębiorstwa odniosły sukces. Ten motyw przebijał we wszystkich rozmowach – nie ma żadnej magicznej różdżki, która sprawia, że wygrywa się milion w totolotka i dzięki temu interes się rozkręca.
Duże zdziwienie wywołała u mnie opowieść pana Blikle. A mnie zawsze się wydawało, że firma A. Blikle zawsze była i jest rynkową potęgą, i że jak ktoś coś takiego dostaje to jak prezent od samego Pana Boga. A on mi opowiadał, że jak przejął firmę w latach 90. to zastanawiał się, czy jej nie zamknąć. Opowiadał ile wysiłku kosztowało go by ją uratować, że firma jest polem ciągłych inwestycji – i nie po to, żeby zarabiać, ale żeby w ogóle przetrwać. To nigdy nie była droga usłana różami.
Jakie były największe przeciwności w rozwoju biznesu, o których mówili pana rozmówcy?
Piotr Voelkel na przykład mówił o tym, że byli zbyt innowacyjni. Jak wymyślili lustro, w którym nie widać było zmarszczek, to nikt nie chciał go kupić. Dopiero po zakończeniu produkcji zgłosili się nieliczni chętni.
Oczywiście główną przeciwnością był brak pieniędzy, wieczne pytanie, skąd wziąć środki na rozwój. I brak ludzi.
Z tego co zauważyłem w firmach rodzinnych najważniejsze jest to, żeby móc komuś zaufać w 100 proc. Dla mnie wyjątkowa jest historia braci Krzanowskich, którzy mówią, że ich przewagą nad innymi spółkami jest bezgraniczne zaufanie do siebie nawzajem. Nawet jak się kłócą, to kierunek rozwoju ich formy jest zawsze jasno wytyczony. Nie ma niczego, co mogłoby spowodować, żeby się rozstali.
A mówi się, że z rodziną dobrze się wychodzi tylko na zdjęciach.
Ci, z którymi ja rozmawiałem, z rodziną wyszli dobrze nie tylko na zdjęciach. Bez wzajemnego wsparcia prowadzenie firmy nie byłoby możliwe. Bez rodziny większość tych firm by nie ruszyła, cały mechanizm ich funkcjonowania jest oparty na rodzinie.
Jakie miał pan obawy?
Byłem bardzo ciekaw tych ludzi. W dziennikarstwie jest tak, że nie można podejmować się czegoś, do czego nie jest się przekonanym. W tym wypadku stwierdziłem, że to zrobię, bo mnie to interesuje. Wiedziałem, że mogę pójść do ciekawych ludzi i spytać się jak to się stało, że akurat im się udało. To nie jest książka o biznesie, ale o życiu, o tym, jak ludzie musieli się zderzyć z rzeczywistością i podejmować decyzje, które zapewniałyby im przyszłość.
Bałem się, że moim rozmówcą nie będzie zależało na opowiedzeniu prawdy, tylko na autokreacji. A mnie zależało na szczerej rozmowie. I mam nadzieję to się udało.
Nie chciałem swoim nazwiskiem uwiarygodnić postaw, które mogłyby być kontrowersyjne. Ale okazało się, że miałem do czynienia z wyjątkowo wyczulonymi na kwestie etyki biznesu osobami. Dużo mówili o dobrym traktowaniu pracowników i zarządzaniu personelem oraz o oddziaływaniu na społeczności lokalne.
Model polskich przedsiębiorstw jest często zgoła inny. Czy ta książka może coś zmienić?
Budując relacje z pracownikami inwestuje się w stabilność firmy. Tak działa rodzina Jabłkowskich od 130 lat. Oni są z działań prospołecznych są znani do dziś.
Podczas pracy nad książką miałem okazję porozmawiać z architektami nowego życia gospodarczego, osobami, które mają ogromną samoświadomość tego, co się stało, jak zmieniły się ich firmy, jaką rolę w tym odegrali. To opowieści o 25 latach wolności. Dla mnie te rozmowy były inspirujące i mam nadzieję, że będą również dla czytelników, szczególnie tych, którzy robią lub zamierzają robić swój biznes. Może wtedy unikną potknięć i zmienią swoje spojrzenie na wiele spraw.