Wyzwania pracy w firmie rodzinnej – spojrzenie okiem sukcesora | RELACJE Artykuł

Autor: Kamil Błaszczak


Z wykształcenia amerykanista, z wyboru sprzedawca słodyczy reklamowych, z konieczności firmowy spec od wszystkiego, co można podłączyć pod tematykę technologii, poszerzający swoją wiedzę i umiejętności każdego wymagającego tego dnia.

Dzień dobry. Nazywam się Kamil Błaszczak, i wraz z tatą, mamą (nie bójmy się używać tych określeń niezależnie od naszego wieku) i starszym bratem prowadzę rodzinną firmę reklamową B&B Słodycze z Pomysłem z Milanówka, która funkcjonuje nieprzerwanie od końca lat 90., a w której ja pracuję już prawie 10 lat i w której jestem wspólnikiem od roku. I jak każdy, kto w takiej firmie stopniowo przechodzi po kolejnych szczeblach i stanowiskach do góry, obserwując rozwój swojego miejsca pracy z najróżniejszych perspektyw, mam własne, dość osobiste przemyślenia na temat wyzwań, przed jakimi nasz typ działalności staje we współczesnych czasach.

Praca w firmie to nie przeznaczenie


Nie będę jednak rozpisywał się tu o problemach takich, jak rosnące ceny pracy, mediów, materiałów czy ogólnych kosztów życia; są to oczywiście zagadnienia ważne, ale również uniwersalne; dotykające każdego, kto ma wkład w prowadzenie firmy, nieważne jak wielkiej,  z jakiej branży, jak również rodzinnej czy też nie. A co za tym idzie, ich spektrum jest zbyt szerokie i oderwane od człowieka jako jednostki z własnymi, można powiedzieć, szytymi na miarę troskami; a to właśnie o nich chcę dzisiaj mówić. Może nie o wszystkich, bo wtedy ten tekst miałby długość sporego opowiadania, ale na pewno o tych, które wkraczały ostatnio do mojej świadomości.

Pierwsza taka troska jest związana z klasycznym pytaniem, które często słyszy się w szkole albo podczas rozmowy o pracę: gdzie siebie widzisz za określony czas. Pozornie wyświechtane i trywialne, dla kogoś pracującego w firmie rodzinnej jest nie od rzeczy. Często bowiem żyjemy w firmie chwilą, z dnia na dzień, mając gdzieś z tyłu głowy bardziej dalekosiężne plany, ale mimo wszystko koncentrując się na tym, z czym musimy się zmierzyć teraz. Ale jednak nie można ignorować faktu, że człowiek jest zmienny – tak jak z dzieciństwa przechodzi w dorosłość, a potem w starość, tak i jego umysł i nastawienie do świata zmienia się; często tak stopniowo i subtelnie, że nawet sam tego nie zauważa, dopóki ktoś inny nie zwróci mu na to uwagi. To, że teraz czuję się związany z firmą, rozumiem i identyfikuję się z jej celami i zależy mi na jej jak najdłuższym trwaniu nie oznacza, że za rok, pięć, dziesięć lat będę myślał dokładnie tak samo. Życie jako ogromny, rozłożony w bardzo długim czasie ciąg zdarzeń jest skomplikowane i nieprzewidywalne, mogące kompletnie zmienić swoje tory w niemal każdej sekundzie istnienia w zależności być może nawet od jednej małej i pozornie nieistotnej decyzji, która pociągnie za sobą kolejne, coraz bardziej wpływające na nasze losy w szerszej skali.

To, że teraz czuję się związany z firmą, identyfikuję się z jej celami i zależy mi na jej jak najdłuższym trwaniu nie oznacza, że za rok, pięć, dziesięć lat będę myślał dokładnie tak samo.

Być może pokłócę się z innym członkiem rodziny, wspólnikiem, tak bardzo, że nie będę chciał już więcej z nim pracować. Może zakocham się w kimś mieszkającym na drugim końcu kraju. Może w osobliwym zbiegu okoliczności stracę rękę albo mobilność, bo ktoś inny niechcący wciągnie mnie w swój wypadek. A może zwyczajnie, niczym pisarz popełniający 15 książek rocznie, wypalę się i to, co robię teraz, przestanie mi sprawiać przyjemność albo nie będzie już w mojej głowie usprawiedliwiało czasu i energii, które na to wykorzystuję, bo zrodził się w niej inny, potencjalnie ciekawszy sposób na życie, coś do czego w swoim mniemaniu będę nadawał się bardziej (co mówię z perspektywy dyplomowanego amerykanisty sprzedającego słodycze reklamowe i w pracy zajmującego się absolutnie wszystkim, tylko nie tym, co studiował). Nie jest powiedziane, że cokolwiek z tego faktycznie będzie miało miejsce, ale nie można tego bezsprzecznie uznać za niemożliwe; trochę na wzór dziecka, które mówi, że już zawsze będzie lubiło resoraki. Ono tego tak naprawdę nie wie, bo ma przed sobą szmat życia, które będzie kształtowane przez tyle niezależnych czynników, że nie sposób przewidzieć, które z nich wpłyną na nas, i z jaką siłą. I pracując w firmie rodzinnej też trzeba sobie tę furtkę trzymać otwartą. Nie jesteśmy maszynami działającymi wedle sztywno stworzonego mechanizmu tak długo, aż naprawianie nas przestanie być opłacalne. Co, patrząc z szerszej perspektywy, może jest dobre.

Mój wkład do firmy


Na razie jednak załóżmy, że faktycznie żyjemy chwilą, nie snujemy planów na czas dalszy niż koniec roku podatkowego i na razie dobrze nam w firmie i wolelibyśmy nie robić nic, co by ten stan rzeczy mogło zmienić. Zamiast tego skoncentrujmy się na swoich teraźniejszych zadaniach… co jako temat też samo w sobie może być bardzo znaczącym, nieoczywistym wyzwaniem, zwłaszcza jeśli jest się wspólnikiem aktywnie i z osobistym wkładem emocjonalnym tworzącym firmę, a nie pracownikiem, który wchodzi do budynku, bo taki obecnie ma pomysł na utrzymywanie swojego, w dużej mierze związanego z nami głównie przez chęć godnego zarobku, życia. Taka osoba podpisując umowę o pracę dostaje konkretne zadania, z których realizacji jest rozliczana, i choć zawsze jest jakiś lekki, niepisany margines rzeczy spoza swojej ścieżki zawodowej, które byłaby skłonna od czasu do czasu robić gdyby zaszła potrzeba, to wspólnik bardzo często spędza w tym marginesie większość swojego czasu i sam jestem tego doskonałym przykładem.

Pomijam już fakt, że moje wykształcenie humanistyczne nie ma nic a nic wspólnego z tym, co robię w rodzinnej firmie reklamowej; mając od dzieciństwa smykałkę do zagadnień technicznych i – jak się okazało po studiach – niesamowity talent adaptacyjny, w naszym wspólnym interesie zajmuję się niemal wszystkim po trochu: wożę zamówienia do klientów, przywożę z miasta lub pozyskuję zdalnie materiały eksploatacyjne, naprawiam tak urządzenia mechaniczne, jak i elektroniczno-informatyczne, pomagam w pracach stricte biurowych… można powiedzieć, że zajmuję się wszystkim, czego firma potrzebuje teraz; a jeśli do listy dojdzie coś nowego, niemal na pewno w jakimś stopniu dodam to do swojego wachlarza umiejętności. Czyli, mówiąc językiem laika, można uznać, że jestem zaradny. A i tak uważam, że na dziś nie dałbym rady poprowadzić firmy, gdybym musiał długoterminowo zastąpić jednego ze swoich wspólników lub – co gorsza – dowodzić nią zupełnie sam.

Prawda jest bowiem taka, że niezależnie od tego, ile człowiek już umie, znajdzie się przynajmniej drugie tyle rzeczy, których nie umie zupełnie, i w naszej firmie jest podobnie. Łatwo jest przyuczyć się do wykonywania konkretnych zadań, jeśli chociaż częściowo zahaczają o już posiadaną przez nas, najlepiej wypróbowaną w praktyce wiedzę i umiejętności. Ale często to, czego my konkretnie potrzebujemy do wykonywania naszych obowiązków, jest zupełnie inne od tego, co wiedzą i robią nasi współpracownicy. Taki podział ról jest zazwyczaj dobry, bo każdy może koncentrować się na tym, z czym radzi sobie najlepiej, ale pracując tyle lat w firmie, gdzie w sytuacjach awaryjnych nowe zadania są przekazywane między osobami niemal w locie, przekonuję się, że warto też przynajmniej na poziomie podstawowym znać dziedziny, w których specjalizują się nasi rodzinni partnerzy biznesowi.

Przede wszystkim wartością w tym jest to, że w sytuacji kryzysowej, gdy dana osoba nie będzie z jakiegoś powodu dostępna, zadanie i tak zostanie wykonane. Z dużym prawdopodobieństwem nie tak dobrze lub szybko jak w przypadku osoby, którą zastępujemy, ale ostatecznie i tak dojdzie do skutku; firma nadal będzie mogła iść przez swój dzień bez przesadnie zauważalnych zgrzytów.

Dobre samopoczucie psychiczne wszystkich zainteresowanych jest niezbędne, bez tego praca w firmie rodzinnej mija się z celem.

Ale co ważniejsze, posiadanie takiej wiedzy, niezależnie od tego, czy ją zdobyliśmy bo wymagał tego w tej konkretnej chwili kryzys, czy też pozyskaliśmy ją w tle pomiędzy naszymi typowymi zadaniami, zawsze pozytywnie rozwija. Nie chodzi już nawet tylko o to, że w przypadku następnej sytuacji awaryjnej poradzimy sobie; przede wszystkim buduje to naszą samoocenę i faktyczną wartość. Większe ogólne pojęcie o mechanizmach i regułach rządzących naszą firmą w różnych sferach pozwala nam lepiej postrzegać to, co się w niej dzieje jako całokształcie; lepiej wyczuwamy jej puls, a przez to czujemy się bardziej jej częścią, co jest bardzo ważne zwłaszcza w chwilach słabości, gdy mając gorszy dzień kwestionujemy czy na pewno jesteśmy w firmie użyteczni, czy jesteśmy na swoim miejscu.

Jeszcze jedną, być może mniej oczywistą zaletą takiej dodatkowej wiedzy jest to, że nawet jeśli w danej chwili jej aktywnie nie używamy, ona nadal tam jest, w tle naszej świadomości. Więc nawet jeśli robimy coś z pozornie kompletnie innej dziedziny, posiadanie jej może nieoczekiwanie dać nam przebłysk, który ułatwi nam wykonanie zadania, którym faktycznie się zajmujemy.

Interakcje rodzinne wewnątrz firmy


Ostatnie zagadnienie, które chcę dzisiaj poruszyć, być może powinno dla osoby pracującej w firmie rodzinnej, a więc z innymi członkami swojej rodziny, być najważniejsze: dobre, wydajne zarządzanie interesem przy równoczesnym zachowaniu dobrych relacji z nimi. Dla kogoś to może nie mieć aż takiego znaczenia, wydawać się oczywiste, ale nie da się przecenić wartości tego aspektu firmy, gdy mówi się o wyzwaniach w organizacjach rodzinnych; to jeden z jej fundamentów, który w moim przekonaniu ma ogromne znaczenie dla zdrowia tak firmy, jak i ludzi, którzy ją tworzą.

Tym właśnie bowiem powinna być firma rodzinna: grupą ludzi, którzy – pracując razem – działają nie tylko w interesie swoim, ale i pozostałych członków rodziny. I interes ten w ramach firmy ma kilka oblicz. Oczywiście, w pierwszej kolejności na myśl przychodzi oblicze zarobkowe, wszakże dla czystej przyjemności pracują tylko zwycięzcy loterii. Nie ma co rozpisywać się o tym, jak dynamika finansowa powinna wyglądać pomiędzy wszystkimi członkami rodziny zaangażowanymi w działalność; to kwestia bardzo indywidualna i różna w każdej firmie. Ważne jednak, aby dynamika ta była zawsze uzgodniona, przejrzysta, i przede wszystkim pasującą wszystkim stronom; każdy może mieć inne ambicje i potrzeby względem swoich zarobków, grunt, żeby ich kwota była zaakceptowana z własnej woli, a nie wymuszona przez pozostałych członków rodziny z udziałami w firmie. To element komfortu osobistego, który powinien być zawsze wyraźnie zdefiniowany i znany pozostałym wspólnikom.

To ostatnie zdanie prowadzi też do kolejnego, bardzo ważnego aspektu interakcji rodzinnych wewnątrz firmy: niezbędne jest tu dobre samopoczucie psychiczne wszystkich zainteresowanych; bez tego praca w firmie rodzinnej mija się z celem. Oczywiście kwestie pieniężne są tego elementem, ale spektrum zagadnienia jest szersze i są ludzie, dla których atmosfera środowiska pracy jest równie ważna, jeśli nawet nie ważniejsza od płynących z niego zarobków.

Co z tego bowiem, że pieniądze z biznesu mogą być świetne, jeśli każda godzina spędzona w pracy z innymi członkami rodziny sprawia dyskomfort, jeśli nie udrękę? Czy w takiej sytuacji dochody są warte ceny, którą to z kolei my osobiście za nie płacimy tak stanem swojego ciała, jak i umysłu? Równie dobrze można by wtedy szukać nowej pracy, bo tam przynajmniej znajdą się ludzie, których obecność i osobowość uznamy za mniej uciążliwą, co da nam kolejną obok zysków korzyść zawodową.

Pracujący ze sobą członkowie rodziny muszą wzajemnie dbać o swoje dobre samopoczucie; nie tylko poprzez wykonywanie powierzanych im przez pozostałych zadań i celów, ale również przez zwyczajne bycie dla nich dobrymi ludźmi, szanującymi ich, ceniącymi i świadomymi, że oni w firmie też są ważni; możliwe nawet, że bez nich, w przypadku na przykład rodziców – nestorów – firmy w ogóle by nie było, a sam fakt, że istniała aż do momentu kiedy my do niej dołączyliśmy, też powinien być doceniony. Sam pracuję w firmie, która pamięta jeszcze czasy mojej szkoły podstawowej, całe dziesięciolecia przed moim wstąpieniem w jej szeregi. I ktoś prowadził ją przez cały ten czas w taki sposób, że prosperowała, a przy tym osoba ta znajdowała czas na wychowanie mnie, co – nie ma co się oszukiwać – bez wątpienia wpływało na poziom zaangażowania i poświęcenia się pracy na drugim albo i trzecim etacie. A że z rosnącym dzieckiem, z ciągle zmieniającymi się potrzebami i zachciankami, czasami bardzo trudno się współpracuje, nie można tego bagatelizować, zwłaszcza zanim człowiek doznaje w tej kwestii „samooświecenia” krótko po tym, jak rodzą się jego własne pociechy do wychowania.

Nie oznacza to bynajmniej, że w każdej sprawie trzeba się z innymi członkami rodziny zgadzać; jest to preferowane, ale rzadko wykonalne w prawdziwym świecie. Natomiast ważne jest, aby dyskutując o różnicach w swoich zdaniach, o tym czyje rozwiązanie w omawianej kwestii będzie lepsze, lub co bardziej pomoże firmie, cały czas zachować ludzką przyzwoitość i szacunek dla drugiej osoby, która nie tylko jest równie skomplikowanym stworzeniem co my, ale też tak jak my, nie chce działać na szkodę firmy, którą razem prowadzimy. Może nie zawsze jej pomysły są trafne, nie zawsze umie ubrać swoje myśli w odpowiednie słowa, ale nie podważajmy tego, że ona też się stara, i nawet jeśli ostatecznie czyjeś inne rozwiązanie zostanie uznane za najlepsze, to i tak trzeba dawać do zrozumienia, że jej wkład w szukanie dobrego wyjścia jest doceniany. Nie można też wykluczyć, że o ile dany pomysł nie sprawdza się w tej konkretnej sytuacji, w innej pamięć o nim może skierować poszukiwania optymalnej ścieżki na nowy, potencjalnie lepszy tor.

Pamiętajmy też o innym, bardzo ważnym w firmie rodzinnej powiązanym aspekcie: to, że pracujemy razem, i często widujemy się głównie w godzinach pracy, nie oznacza, że jako rodzina przechodzimy w tryb pauzy wraz z zakończeniem dnia roboczego aż do następnego ranka. Rodzina jako grupa ludzi często istnieje na długo przed powstaniem firmy, i w większości przypadków jako grupa ludzi istnieje także po jej zamknięciu, więc nie pozwalajmy, aby nasze interakcje wewnątrz niej były złe, bo czy tego chcemy, czy nie, są w pełni integralną częścią obcowania z ludźmi, którzy powinni być dla nas bardzo ważni. I nie ma znaczenia, czy to co im okazujemy ma miejsce w biurze czy w domu, w firmie rodzinnej to rozgraniczenie jest umowne, bo naszą nadrzędną, wspólną jednostką jesteśmy my nawzajem, a nie firma. Nawet jeśli ta druga nie przetrwa próby czasu, trzymając ze sobą opartą na wzajemnym zrozumieniu i szacunku sztamę, zawsze dajemy sobie szansę na stworzenie kolejnej, lepszej. Bo to my, rodzina, jesteśmy jej podwaliną, fundamentem; jej siłą napędową i tajną bronią na czarną godzinę. I róbmy co możemy, aby tak było jak najdłużej.


Powyższy artykuł znajdziecie w 51. numerze Magazynu Firm Rodzinnych RELACJE, którego tematem przewodnim są “Ścieżki kariery w firmie rodzinnej“. W marcowym wydaniu udało się połączyć różne spojrzenia na problem kariery zawodowej w firmie rodzinnej – osobiste przeżycia pracowników, wyniki badań naukowych, obserwacje i doświadczenie zarządcze oraz dorobek doradczy.

Zapraszamy do lektury!


SPIS TREŚCI

TEMAT NUMERU

  • Wyzwania pracy w firmie rodzinnej – spojrzenie okiem sukcesora | Kamil Błaszczak
  • Sukcesja jest jak ślub – tylko biznesowy | Jakub Imosa, Magdalena Dałek
  • Interim management. Najwyższe stanowisko w firmie rodzinnej w obce ręce? | dr Katarzyna Sobańska-Helman
  • Czy praca w przedsiębiorstwie rodzinnym może być szansą dla osób spoza rodziny założycielskiej? | dr hab. Wojciech Popczyk, prof. UŁ
  • Jak wyrównać szanse na awans w przedsiębiorstwie rodzinnym | Andrzej Krótki
  • Jak pomagać nowej generacji rozpoznawać swoje potencjały zawodowe? | dr Oliwia Samelak
  • Ścieżki kariery w firmach rodzinnych – czy „szklane sufity” są nieuniknione? | Sebastian Szczerbik

FIRMY POD LUPĄ

  • Definicja przedsiębiorstwa rodzinnego w XXI wieku i jej praktyczne znaczenie | dr hab. Alicja Winnicka‑Popczyk

DŁUGOWIECZNOŚĆ FIRM RODZINNYCH

  • Z notatnika doradcy-praktyka: 6 istotnych zagrożeń dla długowieczności firm rodzinnych – część 2. Relacje i reguły współdziałania w rodzinie | Małgorzata Kuik, Maja Jabłońska

WYDARZENIA

  • Jak powstawała fundacja rodzinna? | Tomasz Budziak
  • Spotkanie w Krakowie – wspomnienia i przyszłość | Rafał Kunaszyk

> MAGAZYN FIRM RODZINNYCH RELACJE <
Pobierz aktualny numer magazynu [PDF]
Czytaj aktualny numer online [ISSUU]
Numery archiwalne